niedziela, 4 października 2009

Przeprowadzka Modnych Bzdur na Wordpress.com

Od dzisiaj Modne Bzdury zmieniają adres zamieszkania. Po długiej przygodzie z Bloggerem nabrałem ochoty na romans z Wordpress. Wszystkie dotychczasowe wpisy i komentarze pozostaną dostępne tutaj, ale będę też dostępne pod nowym adresem. Opcja komentowania na tym blogu została wyłączona! Komentuj znajdujące się tu posty na nowym blogu!

Wszystkich czytelników Modnych Bzdur proszę o zmianę adresu w swoich ulubionych, zakładkach, programach do RSS, blogach i stronach WWW.

http://modnebzdury.wordpress.com/

Wszelkie uwagi na temat nowej strony, jej wyglądu lub ewentualnych błędów proszę zgłaszać na dotychczasowy adres mejlowy.

Do zobaczenia w nowym domu!

sobota, 3 października 2009

Blogspot czy Wordpress?

Mam dylemat. Oglądam sobie Wordpress.com i chyba połknąłem haczyk.

Mam prośbę. Zajrzyjcie na http://modnebzdury.wordpress.com/ i dajcie mi znać w komentarzach (tutaj) czy ewentualna przeprowadzka to dobry pomysł. Znajdziecie tam wszystkie posty, ale nad resztą cały czas pracuję. Jestem raczej zdecydowany na emigrację, ale i tak jestem ciekaw Waszych opinii.

Spotkanie autorskie z Tomaszem Witkowskim

Nie ważne czy masz już książkę czy jeszcze nie:
5 października w poniedziałek o godz. 18:00 w kawiarni "Zaklęte Rewiry" na ul. Narbutta 50A w Warszawie odbędzie się spotkanie autorskie poświęcone książce "Zakazana psychologia. Pomiędzy szarlatanerią a nauką".
Szkoda, że tak daleko od Poznania.

czwartek, 1 października 2009

Niewiarygodny list prof. Majewskiej - wprowadzenie

Już od jakiegoś czasu zamierzałem omówić list (link poprawiony, plik PDF) prof. Marii Doroty Majewskiej, który miał stanowić odpowiedź na list protestacyjny Polskiego Towarzystwa Wakcynologii. PTW zarzuciło prof. Majewskiej brak obiektywności i wprowadzanie w błąd pacjentów i rodziców dzieci odnośnie zasadności i bezpieczeństwa szczepień.

List, który miał być odpowiedzią na te zarzuty - moim zdaniem - jedynie pogrąża jeszcze bardziej panią profesor i udowadnia, że jest ona wysoce niewiarygodnym źródłem informacji na temat szczepień. Sprawa jest o tyle istotna, że z lektury for i portali internetowych, na których rozpowszechniana jest publicystyka prof. Majewskiej można wnioskować, że są osoby (w tym także rodzice), które podejmują decyzje o charakterze medycznym w oparciu o jej poglądy. Fora i portale, na których spotykają się i dyskutują osoby negatywnie nastawione do szczepień traktują artykuły prof. Majewskiej jako bardzo wiarygodne i ostatecznie rozstrzygające kwestię zasadności i bezpieczeństwa szczepień.

Dzieje się tak z wielu powodów. Po pierwsze, czego nie można zanegować, prof. Maria Dorota Majewska jest naukowcem, jej tytuły pochodzą z wiarygodnych uczelni i współpracowała z instytucjami, które trudno oskarżać o brak wiarygodności. Dla wielu osób nadaje to jej poglądom szczególnej wagi i sprawia, że jej zdanie może przez niektórych być odbierane jako reprezentujące cały świat nauki i medycyny. Taki pogląd - jak się przekonamy - jest błędny. Drugim powodem, dla którego jej publicystyka jest tak przekonywująca dla wielu osób to fakt, że jej styl miesza dwa porządki - naukowy i dziennikarski. Ten pierwszy przejawia się m.in. powoływaniem się na prace i autorytety naukowe, odnośnikami do prac naukowych, przypisami, terminologią naukową itd. Wielu ludzi automatycznie postrzega taki tekst jako bardziej wiarygodny i przekonywujący. Magia tytułów naukowych, trudnych do zapamiętania i wymówienia nazw chemicznych i przypisów odwołujących się do artykułów naukowych robi swoje. Laik będzie pod wrażeniem. "Ona odrobiła swoje lekcje. Wie o czym mówi" - pomyśli. Ta naukowa baza jest jednak tłem do dziennikarskiej nadbudowy. Kiedy mówię o dziennikarskim porządku w publicystyce prof. Majewskiej mam na myśli mieszankę stylu dziennikarstwa śledczego (odkrywanie prawdy, najczęściej skrywanej przed opinią publiczną) i stylu bulwarówki (krzykliwa i kontrowersyjna treść, odwoływanie się do emocji czytelnika, radykalne sądy moralne).

Taka narracja pozwala zbudować prof. Majewskiej przekonywującą na pierwszy rzut oka wizję świata, w którym mała grupa dzielnych i niezależnych naukowców oraz rodziców odkrywa ogromny spisek przygotowany przez agencje rządowe, międzynarodowe organizacje pozarządowe, skorumpowanych naukowców i wszechmocny przemysł farmaceutyczny.

W najbliższym czasie postaram się omówić kilka fragmentów listu prof. Majewskiej do PTW. Postaram się wykazać, że jej poglądy na kwestię szczepień są mało wiarygodne i należy podchodzić do jej publicystyki w sposób bardzo ostrożny, szczególnie podejmując decyzje o charakterze medycznym.

Słowa "publicystyka" używam celowo. Należy rozróżnić wypowiedzi prof. Majewskiej, które można znaleźć w mediach i Internecie od jej pracy czysto naukowej. W swojej pracy nad wpływem rtęci na zdrowie na dzień dzisiejszy prof. Majewska opublikowała jeden artykuł naukowy w oparciu o badania na szczurach. Wiem, że zespół prof. Majewskiej przygotowuje też następny artykuł. Mam nadzieję, że te publikacje zostaną w przyszłości omówione przez osoby, które są posiadają odpowiednie kompetencje. Jestem ciekaw jaki będzie ich werdykt.

KONTYNUACJA TEGO WPISU I INNE WPISY NA TEMAT PROF. MAJEWSKIEJ ZNAJDUJĄ SIĘ NA NOWEJ STRONIE MODNYCH BZDUR:


niedziela, 13 września 2009

Haloooo? Tu ziemiaaaa!

Relacja z Kongresu Międzynarodowej Federacji Farmaceutów Katolickich:
W homilii abp Gądecki ukazał biblijne spojrzenie na farmację i lekarstwa, lecznicze słowo i granice leczenia. Podkreślił, że podobnie jak całe stworzenie, również lekarstwa są dziełem Bożym, dlatego też farmaceuta nie może posługiwać się nimi przeciwko Bogu.
Wytłuszczenie moje. Te fantazmaty abpa Stanisława Gądeckiego.

piątek, 11 września 2009

Homeopatia w Przeglądzie

"Homeopatia - leczy czy szkodzi?" pyta Przegląd. Rozumiem, że okładkowy tytuł musi być chwytliwy, ale takie spłycenie problemu jest poniżej pewnego poziomu. W środku pisma artykuł Bronisława Tumiłowicza. W zasadzie podręcznikowy przykład he-said-she-said journalism czyli mamy dwie strony sporu, obie dostają głos, raczej wystrzegamy się komentowania czy krytycznej analizy informacji podawanych przez rozmówców. A ja na przykład jestem ciekaw, co koledzy po fachu myślą o wykładzie prof. Andrzeja Molskiego, który na 64. Kongresie Międzynarodowej Medycznej Ligi Homeopatycznej "starał się udowodnić, że w procesie rozcieńczania substancja rozcieńczana transferuje swoje właściwości na rozpuszczalnik (np. wodę), który koduje (zapamiętuje) właściwości substancji wyjściowej." Za artykułem:
Efekt ten zaś przypomina znaną m.in. z teorii Alberta Einsteina teleportację kwantową, gdy stan (polaryzacja) fotonu przenosi się na inny odległy nawet o wiele kilometrów foton. A ponieważ Einstein takie specyficzne oddziaływania pomiędzy skorelowanymi obiektami kwantowymi nazwał „nadprzyrodzonym działaniem na odległość”, profesor przyjął, że coś takiego dzieje się w znacznie większej skali w działaniu leków homeopatycznych, które choć szalenie rozcieńczone, posiadają tzw. pamięć wody.
Jestem autentycznie, bez cienia złośliwości ciekawy, co o tym myślą inni biochemicy i fizycy. Może warto było to z kimś skonsultować? Autorowi bardziej niż tajemniczo brzmiące hipotezy profesora przeszkadza momentami równie enigmatyczna krytyka homeopatii niektórych katolickich i prawicowych publicystów. Zgoda, teologiczna krytyka homeopatii często może być równie godna politowania jak sama homeopatia, ale nie powinno to odwrócić naszej uwagi od zastrzeżeń czysto empirycznych. Ponad 200 lat po pojawieniu się homeopatia nadal nie jest w stanie zweryfikować swoich podstawowych założeń, a wyniki badań nad jej skutecznością można zaliczyć do żałosnych (szczególnie jeśli porównamy je z obietnicami samych homeopatów).

Albo spójrzmy na ten fragment, w którym autor artykułu odpiera zarzut, że homeopatia to placebo:
Niestety argument o placebo nie pasuje do przypadków, kiedy lek homeopatyczny pomagał małym dzieciom lub zwierzętom, w których trudno wyrobić przekonanie, że pastylka lub kropelki są do czegokolwiek potrzebne, ale takim rozumowaniem przeciwnicy homeopatii się nie zajmują.
Czy mi się wydaje czy Bronisław Tumiłowicz zakłada coś, co dopiero należałoby udowodnić? Leki homeopatyczne pomagają małym dzieciom i zwierzętom? Jakieś papiery na te wyjątkowo mocne twierdzenie? Najlepiej z takimi bajerami jak randomizacja i podwójnie ślepa próba? W tekście nie ma żadnej wzmianki o tym czy takie badania w ogóle istnieją. Na jakiej podstawie więc mamy uznać twierdzenie, że homeopatia leczy małe dzieci czy zwierzęta? Wiem, wiem, póki co musimy uwierzyć homeopatom na słowo!

W ostateczności można zawsze odwołać się do wolności wyboru:
Najnowsze doniesienia z rynku medykamentów mówią, że konflikt o homeopatię między lekarzami może przenieść się też na apteki. Do tej pory leki homeopatyczne można było kupować nie tylko w wyspecjalizowanych aptekach homeopatycznych, ale także we wszystkich innych, które takie specyfiki sprowadzały np. na specjalne zamówienie pacjentów, te najpopularniejsze jak syrop drosetux czy oscillococcinum miały zawsze w magazynie. Dziś aptekarze są poddawani przez media praniu mózgów. Wspomina się o negatywnym stanowisku WHO w sprawie homeopatii, co, jak sądzą niektórzy, będzie skutkowało wycofywaniem takich specyfików z handlu. Na razie, póki burza nie ucichnie, lekarstwa tego typu sprzedaje się „aż do wyczerpania”. Zdanie pacjentów (i niektórych lekarzy), którzy nie chcą się leczyć silnie działającymi i pozostawiającymi różne skutki uboczne środkami chemicznymi, w ogóle nie jest brane pod uwagę. A może najlepiej całkiem nie chorować? (wytłuszczenie - moje)
Zgadzam się w całej rozciągłości z autorem. Zdanie tych pacjentów powinno być wzięte pod uwagę, przynajmniej w tym samym stopniu, co zdanie kierowców, którzy chcą jeździć samochodami, które jeżdżą na powietrze a przy zderzeniu z drzewem pozostają nietknięte. Myślenie życzeniowe nie zna granic.

czwartek, 10 września 2009

"Zakazana psychologia" już w sprzedaży

Kopiuję, wklejam i zachęcam do zakupu. Ja już swój egzemplarz zamówiłem. Czas na Ciebie. Dostępne ze zniżką w empik.com i xexe.pl (i innych e-księgarniach). Pytaj też w swojej lokalnej księgarni.
Nie zapomnij też zaklepać kanału RSS z bloga autora. Warto.

niedziela, 7 czerwca 2009

Czy Japonia zmniejszyła liczbę przypadków śmierci łóżeczkowej po przesunięciu terminu szczepień?

Komentarz Anonima w poście o książce prof. Czajkowskiej-Majewskiej:
To dlaczego Japończycy przesunęli szczepienia na po 2 roku zycia i nagle dramatycznie zmniejszyla sie ilosc śmierci łóżeczkowych?(pisownia oryginalna - dop. moje)
Po pierwsze, twierdzenie to pochodzi od Viery Scheibner, o której mowa we wspomnianym poście. Bardzo zły wybór źródła wiedzy o szczepieniach. Lepiej poszukać prac ludzi, którzy zawodowo zajmują się medycyną, a nie paleontologią.

Po drugie, przesunięcie szczepień przeciwko krztuścowi w Japonii (1975 r.) z 3 miesiąca na 2 rok życia NIE zmniejszyło liczby przypadków śmierci łóżeczkowej. Liczba ta pozostała na tym samym poziomie, przestano jedynie winić szczepionki.

Po trzecie, przesunięcie to spowodało dramatyczny wzrost zachorowań na krzusiec. W 1979 roku zanotowano ponad 13,000 zachorowań na tą chorobę, w wyniku czego zmarło 41 dzieci. Dla porównania, w 1974 roku zanotowano jedynie 343 zachorowania i zerową śmiertelność.

Przypadek Japonii nie tylko nie jest dowodem na szkodliwość szczepień, ale także potwierdza ich potrzebę.

Mit Japonii (jak i wiele innych) jest powtarzany na tysiącach stron i for antyszczepieniowych. Może czas już sobie odpuścić?

czwartek, 4 czerwca 2009

Jeśli czytasz Modne Bzdury w RSS

Wiem, że niektórzy z Was czytają moje wpisy w programach ssących kanały RSS. Chciałem zwrócić Waszą uwagę na fakt, że czasami po wysłaniu wpisu na Modne Bzdury, dokonuję małych korekt lub uzupełnień (wasz program od RSS dostaje pierwotną wersję). Oznacza to, że czytając posty z programu RSS możecie dostawać wersję z błędami lub lekko okrojoną. Warto więc klikać na adresy postów i czytać je bezpośrednio z bloga.

Simon Singh odwołuje się od wyroku

W 2008 r. The British Chiropractic Association (BCA) zagroziło brytyjskiemu dziennikarzowi i autorowi naukowemu Simonowi Singhowi procesem o zniesławienie po tym, jak Singh opublikował w The Guardian artykuł na temat niektórych praktyk chiropraktyków. Zarzucił on BCA, że pomimo iż stara się być poważną organizacją "chętnie promuje niesprawdzone [org. bogus - "pretending to be real or genuine"] terapie". BCA poczuło się urażone tymi słowami i odmówiło rozwiązania całej sprawy poza sądem, odrzucając propozycję opublikowania swojej odpowiedzi w The Guardian.

Pomimo optymistycznych nastrojów wstępna rozprawa pod przewodnictwem Sir Davida Eady'ego zakończyła się decyzją niekorzystną dla Singha. Sędzia przyjął skrajnie niekorzystną dla dziennikarza interpretację artykułu i doszedł do wniosku, że artykuł nie jest opinią a stwierdzeniem faktu i "czystym oskarżeniem o nieuczciwość" i "nieuczciwe zachowanie". Oznacza to, że zdaniem sądu Simon Singh oskarżył BCA o świadome nieuczciwe zachowanie (w tym wypadku promowanie nieskutecznych terapii). Singh nie zgadza się z tą intepretacją swojego tekstu i co gorsza taka kwalifikacja czynu ma ogromne konsekwencje dla osoby pozwanej. Singh stanął przed trzema możliwymi rozwiązaniami: zgodzić się na horendalnie drogi proces (może stracić do 500,000 funtów), wycofać się ze swoich słów i pokryć koszta sądowe BCA (nawet 100,000 funtów) lub odwołać się (pociąga to za sobą dalsze koszta i daje małą szansę sukcesu).

Z tych trzech opcji Singh wybrał "najmniej najgorszą" - odwoła się. W swoim liście tłumaczy, że obstaje przy swoim artykule z The Guardian i chce zwrócić uwagę na rażąco niesprawiedliwe prawo brytyjskie, które zbyt frywolnie pozwala na pozwy o zniesławienie. Takie procesy w Wielkiej Brytanii są szokująco drogie (koszty dochodzą do 1,000,000 funtów), a strona pozwana musi dowodzić swojej niewinności.

Na szczęście Simon Singh znalazł wsparcie w ogromnej liczbie organizacji, znanych postaci kultury, nauki i polityki, a także osób prywatnych, które zaoferowały swoje moralne, intelektualne i finansowe wsparcie. W związku ze sprawą przeciwko Singhowi Sense About Science koordynuje już kampanię na rzecz zmiany prawa i nawołuje BCA do kontynuowania dyskusji na temat skuteczności chriopraktyki poza salą sądową. Na stronie SAS znajdziecie wiele materiałów dotyczących całej sprawy wraz z apelem o pomoc. Warto zajrzeć.

Książki Simona Singha można nabyć na brytyjskim Amazonie. Dwa lata temu nakładem wydawnictwa Albatros w Polsce ukazała się jego książka "Wielki wybuch" (empik.com/xexe.pl/merlin.pl).