środa, 19 marca 2008

Gdzie kocioł i garnek tam DDT

Za każdym razem kiedy bierzemy się za lekturę artykułu, którego autor chce się rozprawić z "mitami" na jakiś temat musimy uważać, aby nie dać sobie wcisnąć innych mitów, tych po linii politycznej/ekonomicznej/światopoglądowej autora. Dobrym przykładem jest artykuł Agnieszki Kołakowskiej pt. "Niedźwiedzie polarne mają się dobrze", który ukazał się ostatnio w Rzepie.

Pani Kołakowska twierdzi, że pogłoski o śmierci ideologii są mocno przesadzone, a same ideologie mają się dzisiaj bardzo dobrze:
Od jakiegoś czasu słyszy się opinię, na ogół wypowiadaną z wielką satysfakcją, że nie ma już dziś ideologii. Podstawy tego sądu są tajemnicze, a jego treść niejasna. Z jednej strony, zdaje się chodzić o to, że nie ma już ideologii komunizmu, z drugiej zaś o to, że wszyscy teraz jesteśmy niebywale wprost jasno myślącymi, swobodnie debatującymi, praktycznymi i nieuprzedzonymi miłośnikami prawdy (...)

Najpopularniejsze obecne ideologie są w pewien sposób ze sobą powiązane: łączy je wyraźna nienawiść do kapitalizmu (choć nie proponują nic w zamian), romantyczne wyobrażenie natury, człowieka, raju na Ziemi (to już dobrze znamy), wiara w biurokrację, centralizm i etatyzm i poczucie moralnej wyższości nad tymi, którzy danej ideologii nie podzielają. Wszystkie też głoszą troskę o ludzkość (...)

Ideologie te zdają się wypełniać ponurą pustkę, która została po upadku komunizmu i bankructwie marksizmu jako systemu myślenia, który wszystko tłumaczył i wskazywał drogę ku świetlanej przyszłości. Ostał się w ich myśleniu antykapitalizm, ale w zielonej otoczce: od marksizmu, wraz z jego wyobrażeniami o pokonaniu natury i uprzemysłowienia świata, wrócili do romantyzmu, wraz z jego wyobrażeniami o szlachetności natury i potrzebie jej chronienia.
Zdaniem Kołakowskiej "najgłośniejszą dziś, najbardziej zajadłą i najbardziej niebezpieczną" formą tej ekoideologii "jest kwestia tak zwanego globalnego ocieplania". Nie jestem w stanie ocenić merytorycznej zawartości artykułu, nie wiem jak klimatolodzy odnieśli by się do twierdzeń autorki, być może krytycznie. Chciałem za to odnieść się do krótkiego fragmentu z tego tekstu, bo zdradza on pewną ciekawą prawidłowość, o której wspomniałem na samym początku tego wpisu.

Lubię kapitalizm i życzę mu jak najlepiej, podobnie też jak pani Kołakowska ze sceptycyzmem odnoszę się do wielu twierdzeń ruchów ekologicznych i mierzi mnie obwinianie wolnego rynku o całe zło świata. Mój problem z autorką artykułu polega na tym, że oskarżając innych o postrzeganie świata w czarno-białych barwach i wciskanie masom ludziom pseudonaukowych półprawd, sama prezentuje podobne stanowisko. Chodzi mi o dość łatwy do zweryfikowania fragment:
Wypada tu przypomnieć, że w identyczny sposób – histerią, presją modnej ideologii i niedostatecznymi bądź wadliwymi badaniami naukowymi – operowała troska o sokoły wędrowne a nie o chorych na malarię , która wymusiła zakaz DDT. Uśmierciło to dziesiątki milionów ludzi, głównie dzieci. DDT, jak się teraz okazuje, jest tak nieszkodliwe, że można z powodzeniem je jeść (sama nie próbowałam, ale pewien londyński profesor, który przez czterdzieści lat na ten temat wykładał, podczas każdego wykładu troszeczkę zjadał). Natomiast środek, który je zastąpił, jest nie tylko o wiele mniej skuteczny, lecz także wysoce trujący. Łatwo zgadnąć, jaki jest kolor skóry dzieci umierających na malarię.
Jak w całym artykule ekolodzy są przedstawiani jako grupa bez wyjątku antykapitalistyczna, antynaukowa i - co więcej - antyludzka. Dość mocne słowa. Tym bardziej, że cytowany fragment w zasadzie w całości składa się z nieprawd. Co ciekawe (i mało zaskakujące) twierdzenie, że ekolodzy przyczynili się do śmierci milionów ludzi przez forsowanie zakazu stosowania DDT jest bardzo często spotykanym twierdzeniem w publicystyce konserwatywno-libertariańskiej i - ogólniej - nieprzychylnej ruchom ekologicznym i regulacjom państwowym. Ogólnoświatowy i całkowity zakaz DDT nigdy nie miał miejsca (nawet USA, gdzie DDT jest rzeczywiście zakazane, mają regulacje prawne umożliwiające zastosowanie tego środka w razie zagrożenia dla zdrowia publicznego), więc nie mógł on doprowadzić do milionów śmierci, jedzenie DDT nie jest najlepszym pomysłem, bo istnieją podstawy by sądzić, że może być szkodliwe dla ludzi a promowanie DDT jako cudownego środka na malarię jest drastycznym i niebezpiecznym uproszczeniem problemu. Tim Lambret na swoim blogu Deltioid zebrał dość pokaźną liczbę przypadków powtarzania nieprawdziwych informacji na temat DDT i rzekomego ludobójstwa popełnionego w imię zielonej ideologii. Można mieć tylko nadzieję, że reszta artykułu pani Kołakowskiej, dotycząca zmian klimatycznych prezentuje się znacznie lepiej.

Rzeczywistość naprawdę nie jest czarno-biała, choć najwidoczniej ta form daltonizmu dotyka po równo niektórych lewicowych zwolenników regulacji, jak i konserwatywnych zwolenników wolnego rynku. Szkoda.

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

Stwierdzenie "Rzeczywistość naprawdę nie jest czarno-biała" jest także wyrazem pewnej ideologii. Zgadzam się z tym co jest napisane w powyższym artykule, ale nie zgodzę się z ostatnim akapitem. Co miałoby by znaczyć zdanie w cudzysłowie? Czy ono sugeruje modne wśród postmodernistów stwierdzenie, że każdy tekst można odczytać na dowolnie wiele sprzecznych sposobów, że nie ma prawdy, jest tylko interpretacja. Przykro mi, ale takie rozumienie jest bzdurą. Radzę się nad tym zastanowić.