czwartek, 28 maja 2009

Evo lektury

Jakiś czas temu skończyłem "Why evolution is true" Jerry'ego A. Coyne'a. Świetna rzecz. Tym bardziej jestem ciekaw nowego Dawkinsa ("Najwspanialsze przedstawienie w dziejach świata. Świadectwa ewolucjii", zapowiedź Cis, oby 2009, zapewne z ohydną okładką, jak nakazuje cisowska tradycja) i tego jak te dwie książki wypadną w porównaniu. Temat ten sam i na dodatek filozoficznie im bardzo blisko. Na dodatek Coyne poprzeczkę zawiesił bardzo wysoko.

W międzyczasie wgryzłem się w "Dar Karola Darwina dla nauki i religii" Francisco J. Ayali i o ile książka jako wprowadzenie w zagadanienia ewolucyjne bardzo mi się podoba, to filozoficznie zajeżdża NOMĄ na kilometr. Nie moja szkoła, ale co kto lubi.

9 komentarze:

Anonimowy pisze...

dlaczego tak nie lubisz NOMY? To świetne rozwiązanie. Zostawia bowiem naukę samej sobie i neutralizuje jej wrogów, pozwala kreacjonistom spojrzeć w oczy z pełną niezrozumienia miną i zadać pytanie "ale czego chcecie? my tu tylko skały badamy, to nam wyszło z tych badań". Słusznie też wskazuje nauce właściwy jej obszar zainteresowań. To skamieniałości, atomy, gwiazdy, storczyki, wulkany, bez słowa na B., chyba, że w analizie dawnych wierzeń

Poza tym zawsze - (choć to argument ad personam) - lubię wskazać na DOROBEK NAUKOWY zwolenników (lub prekursorów) podejścia typu NOMA: F. Ayala, K. Millera, S. J. Goulda no i T. Dobzhanskiego (naukowców) oraz ich oponentów - rozmaitych publicystów apologetów typy Behe, Dawkins, Giertych, ludzi którzy owszem otarli się o naukę, ale wiele dla niej nie zrobili. Szkoda, że ci drudzy są bardziej znani opinii publicznej niż ci pierwsi. Ale to tak na marginesie.

pozdrawiam

eptesicus

killy pisze...

Dawkins akurat zrobił sporo dla popularyzacji nauki - to może nie jest wkład bezpośredni, ale myślę że zainspirował wiele osób. Podejrzewam, że za kilkadziesiąt lat wielu wybitnych naukowców powie : "do zajęcia się nauką zainspirowały mnie książki Dawkinsa".

Co do dorobku zwolenników NOMA : to, że stosują NOMĘ wcale nie przesądza o jej słuszności bądź niesłuszności. Geniusz Newtona i stworzenie przez niego teorii grawitacji wcale nie przesądzają o słuszności wiary w Boga, którą wyznawał.

A komentarz napisałem bo chciałem BARDZO podziękować za linka do księgarni WUW. Zauważyłem, że wydali w tym roku nowe tłumaczenie "O powstawaniu gatunków" wraz z komentarzem naukowym, czyli poprawili to wszystko czego brakowało w badziewnym wydaniu z Jirafa Roja. W poniedziałek idę poszukać w księgarniach a jak nie to zamawiam przez neta.

killy pisze...

A tak w ogóle to widzę, że nastały czasy reaktywacji bloggerów :) Też mam ostatnio nieco więcej czasu na pisanie.

killy pisze...

A, jeszcze jedno (sorry za spamowanie komentarzy). Czym się różni argument ad personam od argumentu ad hominem?

Anonimowy pisze...

>>Czym się różni argument ad personam od argumentu ad hominem?

niczym :-)) ot, taka moja prywatna wariacja na temat tego, jak powinno się to nazywać

>>Co do dorobku zwolenników NOMA : to, że stosują NOMĘ wcale nie przesądza o jej słuszności bądź niesłuszności

ależ wiem. NOMA w ogóle nie ma nic wspólnego ze słusznością. Po prostu pokazuje nauce i religii ich miejsce. Nauka nie potrzebuje religii do niczego, ale też nie może niczego rozstrzygać w kwestiach dotyczących religii. Z kolei religia nie dotyczy rzeczy, którymi zajmuje się nauka - a jeśli wyznawcom zdaje się, że dotyczy, to niech sobie doktrynę reinterpretują.

z tego co wiem, człowiek który pierwszy "nazwał NOMĘ po imieniu", czyli S. J. Gould, nie był człowiekiem religijnym, więc trudno ten zabieg uznać za próbę obrony własnych wierzeń. Gould był jednak chyba agnostykiem. Nie wiedział, czy jest jakiś Bóg, jego narzędzia poznawcze (metoda naukowa) uniemożliwiała uzyskanie wiedzy w tym zakresie, co więcej - skoro to nierozstrzygalne, więc nie było dlań najważniejsze. Najważniejsze było co innego - eradykacja kreacjonizmu i religijnie motywowanych ataków na naukę. NOMA była takim "środkiem w spreju" do zwalczania kreacjonistów

pozdrawiam

eptesicus

killy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
killy pisze...

Nauka (...) nie może niczego rozstrzygać w kwestiach dotyczących religii.Przypomina się przykład Dawkinsa z DNA Jezusa : wyobraźmy sobie, że naukowcy jakimś sposobem weszli w posiadania DNA Jezusa i analiza naukowa potwierdziła, że istotnie Jezus nie miał ojca. Czy wtedy któryś z wierzących mówiłby "nie nie, nauka i religia to dwie różne domeny, zignorujmy te wyniki badań, one nie mogą niczego rozstrzygać"?

MA była takim "środkiem w spreju" do zwalczania kreacjonistówByle nie przekraczać zalecanej dawki :) A tak serio, to akurat na kreacjonistów jest to raczej kiepski środek.

P.S. Poprzedni komentarz usunąłem przez przypadek, ten ma być jego w miarę dokładnym odtworzeniem z pamięci.

Modne Bzdury pisze...

eptesicus, NOMA rozpatruję jedynie jako pragmatyczne stanowisko polityczne, które ma na celu uspokojenie niektórych osób religijnych w związku z ich obawami dotyczących filozoficznych konsekwencji współczesnego ewolucjonizmu.

Ironicznie, to właśnie m.in sam Gould i jego poglądy na temat przypadkowości i losowości zmian ewolucyjnych zadają - filozoficznie - śmiertelny cios podstawowym twierdzeniom chrześcijaństwa, islamu i judaizmu.

Jeśli pojawienie się człowieka nie było nieuniknione i - do pewnego stopnia - było przypadkowe (dzisiejszy ewolucjonizm), to religijne twierdzenia o człowieku, jako o koronie boskiego planu stworzenia pozostają w sprzeczności z dzisiejszą wiedzą biologiczną. Nauka i religia - przynajmniej częściowo - się pokrywają, wbrew temu, co mówi NOMA, i mają odmienne zdanie na temat ewolucji człowieka.

Jerry Coyne ma świetny artykuł-recenzję na ten temat: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6366/q,Widziec.i.wierzyc

I mimo wszystko nie stawiałbym Dawkinsa obok Behego i Giertycha. Nawet jeśli nie jest on praktykującym naukowcem, to miał ogromny wpływ na to, jak biolodzy postrzegają obecnie procesy ewolucyjne. Nie uważam też, aby Dawkins był "oponentem" Ayalii, Millera, Goulda czy Dobzhanskiego. To ta sama drużyna, choć istnieje między nimi spór filozoficzny.

Akknumi pisze...

Skończyłem wreszcie tego Ayalę i jestem zawiedziony. Niewiele nowych rzeczy się dowiedziałem a większość rozdziałów wygląda jakby były budowane w celu przygotowania gruntu dla ostatniego - dla NOMY właśnie. A z jednej rzeczy jestem kompletnie niezadowolony - Ayala napisał, że Darwin dostał list od Mendla ale go nigdy nie otworzył. Teraz Dawkins w The greatest show on Earth pisze, że to mit urbana (jeżeli można tak napisać o nauce :) ) - Darwin miał nierozcięty podręcznik niemieckiego biologa, który wspomina o badaniach Mendla. No i podobno niemiecki Darwina nie stał na wysokim poziomie. Tak więc jakby komuś zależało - na tej małej niezgodności może sobie oprzeć "debunkowanie" kolejnej proewolucyjnej książki.