Kilka dni temu na głównej stronie internetowego portalu Gazety Wyborczej można było przeczytać artykuł "Sztuczne barwniki w żywności dla dzieci odpowiedzialne za ADHD". Chodzi o badanie zlecone przez Food Standards Agency, które wykazało, iż może zachodzić związak między konsumpcją pewnych dodatków do żywności a nadaktywnością dzieci. Tekst reklamowano dużym zdjęciem kolorowych żelek i bardzo chwytliwym akapitem (i tytułem):
Po 30 latach dyskusji potwierdzają się obawy co do żywności dla dzieci. Obszerne badania przeprowadzone na zlecenie brytyjskiego rządu dowiodły ponad wszelką wątpliwość, że sztuczne barwniki i dodatki spożywcze zawarte w produktach dla dzieci powodują nadaktywność.
Całość ma być tłumaczeniem artykułu z brytyjskiego The Guardian. Problem w tym, że w oryginalnym artykule stwierdzenie "badania (...) dowiodły ponad wszelką wątpliwość" nie pada. Polski tytuł też nosi znamiona przekłamania. Ktoś powie "szczegół", ale czy na pewno?
Po pierwsze oznaczałoby to, że dyskusja na temat wpływu dodatków do żywności na zachowanie dzieci jest zakończona, a nie jest to prawdą. Mówią o tym nawet sami badacze, którzy są odpowiedzialni za całe zamieszanie (autorzy opublikowanego w The Lancet artykułu "Food additives and hyperactive behaviour in 3-year-old and 8/9-year-old children in the community: a randomised, double-blinded, placebo-controlled trial"). Czeka nas jeszcze wiele lat badań, które określą w jakim stopniu i w jaki sposób dodatki do żywności mogą wpływać na zachowanie dzieci.
Po drugie, niektórzy czytelnicy mogą odnieść wrażenie, że między spożywaniem dodatków do żywności i nadaktywnością ich dzieci występuje prosty związek przyczynowo-skutkowy. I znowu, Jim Stevenson - jeden z naukowców sprawujących pieczę nad omawianym badaniem - mówi jasno i dobitnie:
Na marginesie warto wspomnieć, że Sense About Science opublikowało briefing na temat bezpieczeństwa i użyteczności chemii spożywczej. Krótka, ale wartościowa lektura.
Po pierwsze oznaczałoby to, że dyskusja na temat wpływu dodatków do żywności na zachowanie dzieci jest zakończona, a nie jest to prawdą. Mówią o tym nawet sami badacze, którzy są odpowiedzialni za całe zamieszanie (autorzy opublikowanego w The Lancet artykułu "Food additives and hyperactive behaviour in 3-year-old and 8/9-year-old children in the community: a randomised, double-blinded, placebo-controlled trial"). Czeka nas jeszcze wiele lat badań, które określą w jakim stopniu i w jaki sposób dodatki do żywności mogą wpływać na zachowanie dzieci.
Po drugie, niektórzy czytelnicy mogą odnieść wrażenie, że między spożywaniem dodatków do żywności i nadaktywnością ich dzieci występuje prosty związek przyczynowo-skutkowy. I znowu, Jim Stevenson - jeden z naukowców sprawujących pieczę nad omawianym badaniem - mówi jasno i dobitnie:
Rodzice nie powinni myśleć, że samo wyeliminowanie tych dodatków [pewnej mieszanki sztucznych barwników i benzoesanu sodu - dop. mój] zapobiegnie wystąpieniu zaburzeń związanych z nadaktywnością. Wiemy, że w grę wchodzi wiele czynników, ale przynajmniej ten dziecko może unikać.Food Standards Agency (na jej stronach można znaleźć o wiele szczegółowych informacji) zrewidowała swoje stanowisko na temat dodatków i teraz stwierdza, że jeśli dziecko zachowuje się w sposób niepokojąco aktywny, rodzice mogą unikać podawania mu z pokarmem konkretnych dodatków, co może wpłynąć na poprawę stanu dziecka. Uczciwie postawienie sprawy, bez alarmistycznych i histerycznych reakcji.
Na marginesie warto wspomnieć, że Sense About Science opublikowało briefing na temat bezpieczeństwa i użyteczności chemii spożywczej. Krótka, ale wartościowa lektura.
0 komentarze:
Prześlij komentarz